Indiana Line Tesi 260- uchem melomana
„przetestuj to sam” dla Audiostereo.pl
link do pobrania sformatowanego pliku pdf z recenzją:
Słowem wstępu.
Tak - melomana, a nie audiofila. Uważam, że zestaw audio jest narzędziem, które ma pomagać, a nie przeszkadzać w odbiorze ulubionych utworów. Dążenie do osobistego, sprzętowego absolutu, nieraz trwa całe życie, a mimo to wrażenia słuchowe są subiektywne. Zestaw, oceniony jako doskonały, nasz znajomy może nazwać szczytem beznadziei i jednocześnie uznać wymienione przez nas zalety za wady. Dlaczego o tym piszę? Test podstawkowych kolumn Indiana Line, udostępnionych przez dystrybutora- firmę RAFKO w dużej mierze wpłynął na moje doświadczenie związane ze sprzętem audio. W przeciwieństwie do moich poprzedników i opinii samego dystrybutora, daleko mi od rozpływania się nad rzeczonymi kolumnami. Przy odpowiednio dobranej elektronice stanowią one poprawnie grający oraz bez zastrzeżeń zbudowany zestaw. Nieuczciwie byłoby nie wspomnieć o cenie wynoszącej 1350zł za parę, która wydaje się być bardzo atrakcyjna.
W czasie odsłuchów wykorzystałem utwory Antonio Vivaldiego, Chucka Mangione, Mirosława Czyżykiewicza, Janusza Radka, Amy Winehouse, a także grup Led Zeppelin, Metallica, Guns’n’Roses, Pink Floyd. Daje to praktycznie pełny przekrój gatunków: od klasyki i jazzu, przez poezję śpiewaną oraz soul, kończąc na wszelkiej maści kawałkach rockowych. Zestawy towarzyszące Indianom ulegały zmianie w zależności od etapów testu, ale o tym już w dalszej części recenzji. Ich wspólną cechą, jest położenie na półce cenowej, podobne do testowanych kolumn.
.

.
Etap I. Pierwszy kontakt z Indiana Line. Miejsce: dom.
Zestaw towarzyszący:
Wzmacniacz: Harman Kardon hk680 (używany, około 1000zł)
Odtwarzacz: Harman Kardon HD7625 (używany, około 300zł)
Gramofon: Philips 212, wkładka Audio-Technika (używany, koszt po modyfikacjach około 500zł)
Kable głośnikowe: Belkin PureAV (około 100zł)
Interkonekt: Prolink Exclusive (około 30zł)
Standy: improwizacja z krzeseł i książek (jak widać na zdjęciu)
Stało się. Otrzymałem dwa, długo wyczekiwane telefony. Pierwszy od przedstawiciela firmy RAFKO, a następny już od kuriera. Szybkie rozpakowanie, improwizacja standów i słuchamy. Kolumny pozytywnie mnie zaskoczyły- zagrały bardziej muzykalnie niż podłogowe Jamo s506, których używam na co dzień. Bas oczywiście był mniej potężny, ale przyzwoicie kontrolowany. To cena kolumn podstawkowych. Wysokie tony również nie budziły zastrzeżeń, brzmiały melodyjnie i to w każdym testowanym przeze mnie utworze. Moje obawy budził wcześniej rozmiar głośników i powierzchnia pokoju odsłuchowego (25m2). Indiany nagłośniły jednak moje pomieszczenie w stopniu więcej niż zadowalającym.
.

.
Wykonanie kolumn to standard w tym przedziale cenowym i w żaden sposób się nie wyróżnia- kolumna zbudowana jest z MDF-u pokrytego czarną okleiną imitującą drewno. Maskownice sprawiają wrażenie solidnych. Jedyne, co budzi moje wątpliwości, to kartonowy tunel bass-reflex, wpadający w wibracje, przy pewnym zakresie niskich częstotliwości.
Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł - dlaczego nie zadzwonić do największego salonu audio w moim mieście i nie poprosić o możliwość urządzenia konfrontacji z wybranymi konkurentami Indian w warunkach studyjnych? To dodałoby mojej recenzji choć trochę walorów obiektywnych. Ku mojemu zadowoleniu, właściciel sklepu Hi-Fi Studio w Bielsku-Białej, zgodził się bez wahania i zaproponował godnych rywali dla Indian.
Etap II. Odsłuchy studyjne. Miejsce: sklep Hi-Fi Studio, Bielsko-Biała ul. Cieszyńska 86/7.
Zestaw towarzyszący:
Wzmacniacz: Marantz PM6004/Xindak MT1
(nowe, około 2000zł)
Odtwarzacz: Marantz CD 6004
(nowy, około 2000zł)
Kable głośnikowe: Kimber Kable PBJ
(nowy, około 400zł)
Interkonekt: Black Rhodium Jive
(nowy, około 100zł)
Standy: nowe, około 1000zł
Kolumny biorące udział w zestawieniu:
Indiana Line Tesi 260 (1350zł/para), Dali Zensor 1 (1200zł/para), Sounddeco Alpha S (1500zł/para).
Punkt odniesienia: Dynaudio DM 2/6 (2300zł/para)
.

.
Nie mogłem doczekać się odsłuchów. „Jeśli w moim pokoju Indiana Line grały ładnie, to zapewne w prawdziwym studiu odsłuchowym muszą pokazać klasę” - myślałem. Spotkało mnie rozczarowanie. Początkowo winiłem, jak mi się wydawało, nieodpowiednio dobraną, grającą górą, elektronikę Marantza. Wiosna Vivaldiego brzmiała nad wyraz piskliwie, nie do zniesienia. Pink Floyd- Comfortably Numb było słyszalne jak zza niewidzialnej kotary. Głos Watersa gdzieś w tle, kompletne rozmycie, brak sceny. W przeciwieństwie do słuchanego albumu Black Metalliki, nie była to kwestia beznadziejnej realizacji nagrań- zastosowane do odsłuchu płyty znałem bardzo dobrze. Poprosiłem więc z nadzieją uratowania honoru Indian, o podłączenie wzmacniacza lampowego Xindak. Nawet po rozgrzaniu, dźwięk pogorszył się jeszcze bardziej i zrezygnowałem- wróciliśmy do Marantza PM6004, jako przedstawiciela średniej półki cenowej wśród popularnych wzmacniaczy. Przy utworze Knockin’ on a heaven’s door padła decyzja o zmianie kolumn. Zaproponowano mi Sounddeco Alpha S. Ten najmniejszy model młodej, polskiej manufaktury przyniósł ukojenie dla moich uszu. Warto nadmienić, iż ten zestaw był wykonany najlepiej z testowanych. Na mojej twarzy zagościł uśmiech, który nie zszedł aż do końca testu Sounddeco. Axl Rose wreszcie brzmiał jak Axl Rose i w przypadku innych utworów sytuacja wyglądała identycznie. Sounddeco, droższe o 150zł, zdeklasowały Indiany pod prawie każdym względem. Jedyne, czego mi brakowało, to większej ilości basu, który był za to o wiele bardziej kontrolowany niż w modelu Tesi. Uśmiech zszedł mi z twarzy, gdy podłączyłem Dali Zensor 1. Po trzech utworach poddałem się i odstawiłem kolumny, aż gwiżdżące wysokimi tonami i wykonane jak biurko z Ikei, na sklepową półkę. Być może to kwestia osobistych upodobań, a może po prostu wybrana elektronika nie odpowiadała tym głośnikom.
Punktem odniesienia były dla mnie kolumny Dynaudio DM 2/6. Łączyły one perfekcyjną kontrolę wysokich i niskich tonów, budowę sceny i świetne wykonanie Sounddeco z mocą i potęgą basu Indian. Urzekły mnie naturalnym brzmieniem instrumentów w wykonaniach muzyki klasycznej, jazzu i odwzorowaniem siły głosu wybitnych wokalistów. Z powodu ceny nie były one bezpośrednim rywalem Tesi 260 w teście, lecz mimo tego zrobiły na mnie wrażenie pod każdym możliwym względem.
Etap III. Powrót do domu. Wnioski.
.

.
Pierwsze, co zrobiłem po powrocie do domu, to powtórnie podłączyłem Indiany do mojego wzmacniacza i włączyłem ulubioną płytę Amy Winehouse- Back to Black. To nie były te same kolumny, które w studio odsłuchowym kłuły mnie w uszy w prawie każdym aspekcie. Z głośników znów płynęło piękne brzmienie, które pamiętałem z początku testów. Wnioski końcowe? Decydując się na kolumny, to pod nie należy dobrać elektronikę i adaptować pomieszczenie. Nie jest zalecana odwrotna kolejność, gdyż to właśnie głośniki, w decydujący sposób, definiują końcowe brzmienie naszego wymarzonego systemu. Indiana Line Tesi 260 to warte uwagi, solidne kolumny, chociaż na pewno nie wybijają się one znacząco powyżej pułapu konkurentów z tej samej półki cenowej. Dynaudio - droższe o 1000zł - deklasują je pod każdym możliwym względem. Zatem sugestii dystrybutora/producenta należałoby nie brać pod uwagę i, jak to zwykle jest, o brzmieniu Indiana Line przekonać się na własne uszy.
Z tego miejsca chciałbym serdecznie podziękować:
-Firmie RAFKO, dystrybutorowi kolumn, za nieodpłatne udostępnienie Indiana Line Tesi 260 do tygodniowych testów.
-Salonowi Hi-Fi Studio w Bielsku-Białej http://hifistudio.pl/ :
- Właścicielowi- p. Karolowi Zieleźnikowi, za udostępnienie sprzętu oraz pomieszczenia odsłuchowego na długie godziny.
- Reszcie załogi, a w szczególności p. Jarosławowi za pomoc merytoryczną, techniczną, uprzyjemnienie długich testów ciekawą rozmową o muzyce, testowanych systemach i nie tylko.
Copyright by Tomasz Lechowicz & RAFKO 2013